Ze smutkiem informujemy, że dn. 25 lipca 2017 r. odszedł do wieczności śp. prof. Marian Konieczny.
Jego szeroki uśmiech oraz poczucie humoru budziły nie tylko moją sympatię. Był i jest w warunkach polskiego piekiełka przykładem obiektywizmu wobec ludzi i zdarzeń, człowiekiem przedkładającym życzliwość nad typowe dla dzisiejszej Polski podgryzanie – choć nikt świętym nie jest, więc i Marian czasami się denerwuje i burzy. Zaliczyłbym go jednak do „ludzi środka”, dziś i przed laty, kiedy z ramienia rządzącej partii był posłem na sejm. Jest w nim jakaś chłopska rozwaga, choć zalicza się do wybitnych artystów – a może właśnie to połączenie społecznej genetyki z wiedzą i talentem tworzy całość, w której zdrowy rozsądek odgrywa niemałą rolę. Można na niego liczyć w różnych sytuacjach. Ceni sobie godność własną i innych, szanuje cudze poglądy nawet jeśli się z nimi nie zgadza. Nie jest typem rewolucjonisty czy radykałem (i chwała Bogu), ale też na ogół szczęśliwie omijał w życiu rafy oportunizmu. – tak charakteryzował sylwetkę twórczą i osobowość mistrza dłuta z Jasionowa, znany krakowski krytyk literacki Jan Wacław Pieszczachowicz.
Profesor, dwa lata temu, podczas Brzozowskiego Spotkania Muzealnego, wspominał Ziemię Brzozowską: […] tu chodziłem do szkoły, tu chodziłem do gimnazjum, zdałem małą maturę, a potem wyjechałem na dalsze nauki do Krakowa; a było to w 1944 r., gdy te nasze ziemie były wyzwolone od hitlerowskiej okupacji. Pierwszego września 1944 r. otwarto gimnazjum w Brzozowie. Ja […] jako czternastolatek […] poszedłem do trzeciej klasy. Jak to się stało? […] Nieraz o tym już mówiłem. […] głoszę taką tezę, że życie kulturalne, w ogóle rewolucja kulturalna na ziemiach polskich zaczęła się w czasie okupacji. Na czym to polegało? Do okupacji, do 1939 r. żyliśmy jak za dawnych lat, jak za średniowiecza, ten sposób nawet żywienia się przy wspólnym stole, z jednej miski; jeśli chodzi o mięso, w niedzielę […] jadło się rękami, zupełnie jak w ewangelijnym, Chrystusowym czasie. Dopiero w 1940 r., w maju, moja ciotka z rodziną […] przedostali się na naszą stronę z Borysławia, bo granica była na Sanie […]. Ich dom był […] w Jasionowie, dość okazały, piętrowy […]. Ten dom był sprzedany, tośmy ją przyjęli u siebie w domu naszym, w chałupie (mieliśmy dwa pokoje i kuchnię) […] odstąpiliśmy jej jeden pokój, ale w końcu żyliśmy razem. I ciotka zrobiła rewolucję taką, że dała każdemu łyżkę i widelec, i nóż. To była rewolucja kulturalna, nowy sposób zachowania się. […]
Nagle pojawili się w Jasionowie ludzie, nie tylko ci, co chcieli z miast przyjść, bo tutaj można było przeżyć, bo większy dostęp do żywności się otworzył, ale także ci, którzy zostali wysiedleni przez Niemców z Poznańskiego i z Pomorza […]. I nagle pojawiło się w Jasionowie dużo inteligencji, zwłaszcza nauczycieli. […] w Jasionowie była szkoła […], ale była tylko dwójka nauczycieli przed wojną. Był obowiązek chodzenia siedem lat do podstawówki, ale ponieważ nie było nauczycieli, to trzeba było chodzić […] do trzeciej klasy dwa lata, a do czwartej – trzy lata. W tym czasie okupacji zrobiono normalnie siedem klas, bo było tylu nauczycieli […]. Tak, że ja już mogłem na miejscu robić podstawówkę normalnie według przedwojennego do szóstej klasy włącznie, a potem zdawałem już do gimnazjum. […] przed wojną gimnazjum było mało dostępne, płatne; owszem ojciec najstarszego z nas, syna posyłał do gimnazjum, ale tych młodszych pewnie by nie dał rady. W czasie okupacji było to gimnazjum na miejscu. […] w ten sposób skończyłem dwie gimnazjalne i 1 września 1944 r. przeszedłem do trzeciej klasy. Po dwóch latach skończyłem w Brzozowie liceum ogólnokształcące. Była tzw. mała matura po czwartej gimnazjalnej; potem były licea dwuletnie […]
Wśród tych nauczycieli, którzy przyjechali z zewnątrz, ze świata najpierw zajęła się mną nauczycielka […] ja lubiłem malować, rysować. Ta pani dała mi książkę do przeczytania – „Historia żółtej ciżemki”. Jak przeczytałem, byłem zafascynowany. Identyfikowałem się z tym chłopcem, który pasał również krowy, tak jak ja; i trafił właśnie do pracowni Wita Stwosza. […] Zacząłem rzeźbić, to były pierwsze moje kroki rzeźbiarskie w drewnie. Jakie były moje wzorce? Krucyfiks, bo to w kościele widziałem, albo szopka, albo Boży Grób. Ja to wszystko wyrzeźbiłem. Szopkę całą wyrzeźbiłem w glinie, pomalowałem. […] w wywiadzie moja mama kiedyś do dziennikarza mówiła, że Maniu zdał do liceum sztuk plastycznych w Krakowie, bo król zdał (figura króla jako dzieło, pokazujące, że mam talent). […] Miałem wtedy 16 lat, ale miałem 162 cm wzrostu, więc niedużo.
Prof. Marian Konieczny opowiedział także o swojej ścieżce edukacyjnej i początkach drogi zawodowej: Ojciec odwiózł mnie do Krakowa i tam przy pomocy […] dalszych krewnych wynaleźli […] liceum sztuk plastycznych i ja się tam dostałem. To bardzo dobre liceum, pierwsze liceum sztuk plastycznych w Polsce. Po wojnie takich liceów nie było. Pierwsze powstało w Krakowie, później powstało w wielu innych miastach w Polsce. […]
Potem zdawałem do akademii, na wydział rzeźby […]. Byłem najlepszym matematykiem w liceum sztuk plastycznych. Zawsze miałem więcej ciągot do matematyki niż do języka polskiego i literatury w ogóle. […] W liceum […] profesorowie mówili, że przy moich zdolnościach matematycznych i plastycznych pójdę na architekturę, a później na rzeźbę. […] na tę architekturę nie poszedłem, zacząłem robić karierę rzeźbiarską. […] Już na pierwszym roku brałem udział w konkursie na pomnik Chopina w Krakowie. Fotografia tej pracy mojej została zrobiona i opisana, w ogóle zauważona, i znajduje się w lipcowym numerze „Ruchu Muzycznego w Krakowie” […] Potem robiłem kilka pomników […] w czasie, kiedy byłem studentem jeszcze.
Tak twórczość męża skomentowała żona profesora – Maria Sarnik-Konieczna: wielkie są jego dzieła; są jego pracą, talentem; powstały z pracy i z olbrzymiego talentu. Przecież Maria Skłodowska-Curie […] w Lublinie jest to jeden z piękniejszych postaciowych pomników, którymi Lublin się szczyci, mówi o tym często. W Zamościu, w moim kochanym mieście, jest Jan Zamoyski na koniu. Jakiż ten wielki hetman został tam uwieczniony przez Mariana i wszyscy sobie zdjęcia robią. Mówił o Bartoszu Głowackim… proszę Państwa, to trzeba zobaczyć. Barbara Wachowicz mówi, że jest postacią wyjątkową. To najpiękniejszy, najlepszy pomnik w Polsce. Nie będę mówiła o Witosie w Warszawie na Placu Trzech Krzyży. Jan Matejko ze Stańczykiem w Warszawie; Grzegorz z Sanoka, Boże jaka to piękna, wspaniała postać… w Sanoku. W Rzeszowie mieszkańcy mówią o pomniku, który był bardzo krytycznie oceniany, że to jest nasza wizytówka, on po prostu stanął wcześniej niż to miasto w tym rejonie. Teraz, kiedy to miasto otrzymało inną przestrzeń urbanistyczno-architektoniczną, to ten pomnik jest po prostu wyśmienity. I ludzie się cieszą, i bardzo go sobie cenią. Na północy Polski – Jan Paweł II w Bytowie, to jest piękna postać papieska. Z takiego papieża cieszył się sam biskup – postać, która umie ocenić, powiedział nam, że to „Jest rzeczywiście postać Jana Pawła II”. Nie będę więcej wymieniała. Ostatnio, 11 listopada, odsłonił Piłsudskiego w Suwałkach i wiecie, co zrobił? Wąsy sobie zapuścił, aby móc tego Piłsudskiego, że tak powiem „odtworzyć”. […]
Od dn. 1 sierpnia 2015 r. częścią ekspozycji stałej Muzeum Regionalnego w Brzozowie zostało popiersie prof. Mariana Koniecznego, którego oficjalnego odsłonięcia dokonał nie kto inny, jak żona zmarłego wczoraj profesora.
Źródło: Wiadomości Brzozowskie 2015, wyd. wrześniowe, Spotkanie z prof. Marianem Koniecznym, pt. Powrót do przeszłości, M.A.J., fot. Marek Marański.